piątek, 5 czerwca 2015

:::nie zakochuj się w przelatującym wróblu:::

Zaczęło się zaintrygowaniem, kiedy kilka lat temu w Trójce wysłuchałam audycji z udziałem Tomasza Mazura. Idąc za ciosem, wygrzebałam "Fiasko. Poradnik nieudanej egzystencji" tegóż autora. 

A potem hop w stare koleiny. Narodziny J., codzienna bieżączka, opaczone trudności/zmagania: czas konsumowany na odciąganie pokarmu, płaczący ciągle nie-wiadomo-dlaczego malutki J., jazda zatłoczonymi wysokopodłogowymi tramwajami (często z przekleństwem na ustach), gwałtowne porywanie się z motyką na słońce ("pójdę sobie gdzieśtam z J. żeby po staremu "pouczestniczyć w życiu". I jazda w jedną stronę, a potem zawracanie spod drzwi, bo maleństwu, co zrozumiałe - nie jest w smak).

Drobne działania, mające przywracać naruszoną po znaczącej zmianie osobistą równowagę.  
I krok niby dalej - działania, które miały zmienić otaczającą rzeczywistość (choć w środku dalej chaos i labilna równowaga).

A pomiędzy: ból, zmęczenie, poczucie bycia sprowadzoną do funkcjonowania głównie w jednej roli, jeśli na poziomie fizjologicznym, to pomiędzy trzema praniami dziennie.

Kilka miesięcy temu natknęłam się w "Magazynie Świątecznym" na tekst Marcina Fabjańskiego (klik). Skończyło się na wizycie w bibliotece (w której mają na szczęście wszystko albo prawie wszystko) i wypożyczeniu po kolei całego dorobku.

Stoicyzm uliczny.

Co proponuje współczesny stoik* Fabjański, skrótowo rzecz ujmując? (*stoik to skrót myślowy, bo w swojej książce i poglądach Fabjański synkretycznie łączy różne nurty filozoficzne i psychologiczne, na czele z buddyzmem - zresztą kilka lat spędził w Azjii, praktykując medytację w tamtejszych klasztorach).

Ano, zamiast opierania się na swojej perspektywie, na subiektywnych postrzeżeniach, na swoistym egotyzmie, który powoduje, że sami stawiamy się w centrum wszechświata, Fabjański zachęca do podjęcia wysiłku  d o s t r o j e n i a  s i ę  do procesu życia. Sformułowanie "proces życia" oznacza tyle, że toczy się on niezależnie od naszych osobniczych uprzedzeń, projekcji, wszechwładnych emocji i popędów, wyobrażeń, odwołujących się do naszej osobistej historii.


Jak się to robi?

Przez  nieustająco zdyscyplinowane, ś w i a d o m e  ż y c i e, czyli praktykowanie umysłowych ćwiczeń (więcej o praktyce w pierwszej książce (klik), które mają nas nauczyć odróżniania zdarzeń, od nas niezależnych od tych, na które mamy wpływ.

Plusy.

Plus podejścia stoickiego jest taki, że się nie ocenia w kategoriach: prawidłowy-odchylony, w normie-patologiczny. Na dzień dobry nie diagnozuje się psychologicznie, nie tworzy analiz, sięgających swych źródłem do zamierzchłej przeszłości (bo w czym i komu miałaby pomóc świadomość bycia w gronie nieurotyków?). Pociągające i zachęcające jest to, że wysiłek świadomego życia może podjąć każdy, niezależnie od "kompetencji", a zacząć można w każdym momencie.


I korzyści?

Podstawowa i najważniejsza to stan wewnętrznej harmonii, który się osiąga  n i e z a l e ż n i e  od wszystkiego, co zewnętrzne. Radość, która nie jest zależna od wszystkiego, co przynosi życie (w "Stoicyzmie ulicznym" autor podaje przykład ćwiczeń stoickich, które pomagają radzić sobie z sytuacjami ekstremalnymi, jak śmierć bliskiej osoby).
Odklejenie się od zdarzeń ma bardzo wymierne skutki. Nie cierpimy wtedy, bo, jak przekonują nas stoicy, cierpienie powodują nie same zdarzenia, ale sposób, w jaki my sami je interpretujemy ("Nie należy się gniewać na bieg wypadków. Nic ich to bowiem nie obchodzi" - powiada Marek Aureliusz).


Cudowna recepta?

Pewnie nie dla każdego. Ktoś zapyta, gdzie tu novum, skoro stoików znamy od 333 roku p. n. e. (niech podniesie rękę, kto uważał w szkole).

Ktoś inny z przekąsem powie, że Marcin Fabjański robi niezły użytek  z odkurzenia starożytnych Greków, prowadząc w XXI w. Warszawie warsztaty dla wypalonych zawodowo pracowników korporacji (do wyboru są wyjazdowe sesje do Grecji, gdzie można studiować Epikteta ni mniej ni więcej, tylko pod Atenami).

Ja jednak kupuję podręcznik uważnego życia. Dosłownie i w przenośni.
Być może ja tż nie uważałam w szkole. A może na owe czasy to nie była moja droga. 
Marcin Fabjański otworzył jednak pewne drzwi, które pozostawały.

A ostatni z plusów jest taki, że można praktykować samemu, bez kosztów. Z Markiem A. wypożyczonym za darmo z osiedlowej biblioteki.


Marcin Fabjański "Zaufaj życiu. Nie zakochuj się w przelatującym wróblu". 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz