Poznajcie K.
K. to moja serdeczna koleżanka z podstawówki.
Różni nas wiele, łączą wspomnienia. Niegdysiejsza wspólnota losów. Plus i przede wszystkim: dzieci w tym samym wieku.
Czasem spotykamy się na zielonej trawce.
Czasem K. ratuje mi skórę, biorąc Jerza na chwilę (czyt. kilka godzin w wielkomiejskich realiach). Bywa miło, a na pewno użytecznie. Na tym polega oddawanie sobie przyjacielskich przysług. Wymiana barterowa. Raz jej dziecko u mnie, potem moje u niej, zwłaszcza, że z dwójką w podobnym wieku jest jak z jednym.
Korzystam rzadko - kiedy nóż mam na gardle albo miecz Damoklesa nad głową, trzeba iść do lekarza, a nikogo "z rodziny" wokół.
Nie nadużywam, bo nie umiem. Proszenie staje mi ością w gardle.
K. od porodu ma potężne problemy w kręgosłupem. Właściwie stoi przed decyzją o operacji neurochirurgicznej. Bywają dni, że nie ma siły zwlec się z łóżka. Nie ma siły wziąć na ręce swojej córki. Żeby stanąć na nogi trzeba jej konkretnego rozruchu w postaci długiego spaceru. Zabawa z dzieckiem w niewygodnej pozycji czyni więcej szkody, niż pożytku.
Dzień w dzień to samo. Spacer-rozruch nie zawsze udaje się zrealizować. Taki mamy klimat - wiadomo.
Pierś odstawiona, bo silne leki przeciwbólowe. Działają, ale trzeba je regularnie brać.
Niemąż K. wpada po dniu roboty i "na nic nie ma siły". Najlepiej, jakby służące buty zzuły, powachlowały jaśnie pana.
Małej spada na ziemię zabawka i zgadnijcie: kto ją podnosi?
Spacer z dzieckiem? Tylko od wielkiego dzwonu. Lepiej odpocząć, czytaj: posiedzieć na kanapie. Z dzieckiem się pobawić, komunikując się równocześnie ze światem palcem wskazującym. Klik klik. Dwa w jednym. W pełni wielozadaniowo - zmęczenie nie jest już przeszkodą.
Zasypianie? Przewijanie? Kupa? Od tego jest matka. W końcu z a z w y c z a j matka ma wielomiesięczne, zatem bezcenne doświadczenie. Dzięki niemu z tym i owym sprawniej sobie radzi.
Ale zaraz, zaraz - zapytacie. Gdzie jest w tym wszystkim matka? Matka nie ma głosu?
Nie każda kobieta ma szczęście, czyli współpracującego partnera - można podsumować.
A można inaczej. To jest tylko j e d n a z w i e l u p e r s p e k t y w.
Nie każda kobieta wymaga. Nie każda kobieta uznaje, że m a p r a w o wymagać.
Nie każda czuje się skrzywdzona, chociaż często pada na pysk. Albo jęczy z bólu. W przeności i dosłownie - jak K.
Niektóre tkwią po uszy w modelu tradycyjnym, a na dodatek czują się w nim jak ryby w wodzie.
A jaki jest morał?
Banalnie prosty: ile kobiet, tyle potrzeb i narracji. Jak nie wierzycie, przeczytajcie koniecznie dyskusję pod postem na blogu Hafiji (klik).
Banalnie prosty: ile kobiet, tyle potrzeb i narracji. Jak nie wierzycie, przeczytajcie koniecznie dyskusję pod postem na blogu Hafiji (klik).