poniedziałek, 27 lipca 2015

:::szpital przyjazny pacjentowi:::

Pisałam kiedyś o naszym okołoświątecznym pobycie w szpitalu (klik)

W szpitalu rodzic ma  p r a w o  być z dzieckiem.




Korzyść z obecności rodzica jest ewidentna. 


Po pierwsze każdy, a tym bardziej dziecko leczy się szybciej, kiedy ma przy boku bliską osobę. 

Po drugie rodzic chcąc niechcąc pomaga, zastępuje (można rzec mocniej - zdarza się, że wyręcza) personel pielęgniarski w czynnościach pielęgnacyjnych. Rodzic ubiera, przewija, karmi, podaje leki, pilnuje podczas podawania kroplówki, wykonuje inhalacje.

Oczywiście rodzic może "przeszkadzać" - swoją obecnością (kiedy warunki lokalowe są skromne), emocjami na wierzchu (płacze, irytuje się, wykłóca), dociekliwością (żąda informacji). To zrozumiałe - pobyt dziecka w szpitalu dla nikogo nie jest łatwym doświadczeniem.


Często, ale nie zawsze za pobyt rodzica na oddziale szpital pobiera opłatę. 


Ponieważ przepisy nie precyzują dokładnie tej kwestii (poza zapisem w ustawie o prawach pacjenta i Rzeczniku Praw Pacjenta, który jasno mówi, że opłaty powinny uwzględniać r z e c z y w i ś c i e ponoszone koszty), poszczególne szpitale pobierają różne stawki (zależnie od realnych wyliczeń albo własnego "widzimisię").

Inna sprawa, że standard pobytu w szpitalu bywa bardzo różny - od kawałka podłogi, na którym rozkłada się karimatę lub materac do osobnego łóżka z pościelą, od łazienki w sali chorych po konieczność korzystania z niej dwa piętra niżej. 

Jestem przekonana, że dla większości rodziców standard nie ma znaczenia. Dzielnie i bez słowa skargi towarzyszą dziecku niezależnie od warunków. 

Kiedy dziecko jest chore - wszystko staje się trudniejsze. 


Zaburzony zostaje codzienny rytm życia. Dziecko nie chodzi do żłobka - trzeba "na gwałt" ściągać babcię, ciocię, czy inną życzliwą osobę, a jeśli nie ma takiej możliwości - zatrudnić nianię. Można też zostać z dzieckiem, ale wiadomo, jak większość pracodawców patrzy na takie "(nad)używanie" prawa do opieki przez rodzica. A jeśli się już uda i tak rodzic jest stratny finansowo. Na dodatek przy każdej chorobie zakupić trzeba kolejny worek leków, które i tak za chwilę zostaną zapewne przez lekarza zamienione na inne. 

Nasz pobyt w Szpitalu Powiatowym w Słubicach trwał 5 dni. Po powrocie napisałam e-mail z prośbą o wyjaśnienie, jak ustalany jest cennik pobytu rodzica na oddziale.
Zastanawiało mnie, że tyle samo płacę za wakacyjny pobyt w agroturystyce. 
W moim przekonaniu to dużo. Dużo dla mnie, a tym bardziej dużo dla kogoś, kto żyje bardzo skromnie.

Niestety ten e-mail (mimo zachęty na stronie internetowej do składania wniosków przez pacjentów), jak i kolejne dwa pozostały bez odpowiedzi. Przez telefon powiedziano mi, że nie prowadzi się żadnych wyliczeń, które są podstawą kalkulacji. I że moja sprawa jest "błaha" (a Szpital ma wązniejsze sprawy na głowie). Minęło ponad pół roku - czekam dalej na odpowiedź, tym razem przez Biuro Rzecznika Praw Pacjenta. 

Szpital szczyci się misją, którą jest "tworzenie Szpitala przyjaznego dla pacjentów". 
Czekając na wynik interwencji Biura zastanawiam się, dlaczego nasze państwo nie traktuje swoich obywateli z szacunkiem. 

Dlaczego my wzajemnie tak się nie traktujemy.