piątek, 19 czerwca 2015

Przewijak wymaga zgody Senatu!

Matka książkomaniaczka ze względów sentymentalnych i innych od lat należy do niejakiej Jagiellonki (klik). Przewaga tego przybytku polega na tym, że w swoich zasobach ma wszystko (lub prawie wszystko), łącznie w różnorakimi egzotycznymi pozycjami, w których Matka gustuje.

Kiedy więc płaczliwy jękliwy J. skończył dwa miesiące, udała się Matka na nowo do przybytku czytelniczego. Musicie wiedzieć, jak cieszyła się na tę wizytę. Musicie wiedzieć, że regulamin nie przewiduje innego niż osobisty odbioru książek.

O ile jednak przybytek jest bez wątpienia przyjazny dla wszelkiej maści bezdzietnych studentek, doktorantek, docentek i profesorek, dla matki okazał się mniej gościnny.

A poszło o wizytę w toalecie. O ile do wypożyczalni, zlokalizowanej na półpiętrze dotrzeć można na platformie dla osób niepełnosprawnych, wizyta w toalecie na pozomie -1 jest wyczynem karkołomnym.

Jest tam niby platforma dla wózkowiczów, jednak ochrona twierdzi, że nie wózków dziecięcych. Schody są krzywe, co powoduje, że zjazd w formule "schodek po schodku" nie jest skuteczny, bo w połowie schodów lądujemy na ścianie, z wózkiem zawieszonym w powietrzu. Być może bardziej doświadczeni rodzice poradziliby sobie lepiej - matka jednak skutecznie utknęła w połowie schodów, a na pomoc nie rzucił ani żaden hipsterski student ze słuchawkami w uszach, ani ochroniarz, z którym matka chwilę wczesniej odbyła rozmowę na temat możliwości jazdy w dół. 

Pani ochroniarka doradziła tymczasem, żeby dziecko zostawić u niej (ale jak zostawić płacząco-jęczące? nie wspominając, że obcemu zostawiać nie należy - choć w tej konkretnej sytuacji matka by zaryzykowała, może ze względu na pełny pęcherz), co spotkało się ze sprzeciwem, a sprzeciwz kolei z kolejną poradą "a może Pani weźmie ze sobą". Wziąć mogę - czemu nie, ale co pocznę z trójmiesięczniakiem w toalecie? Przecież do umywalki nie odłożę.

Inna możliwa opcja to podjechanie na II piętro, ale żeby to uczynić (nie zapominajmy, że dziecko płacze) należy złożyć klamoty, upchane na dole wózka w specjalnej szafeczce na parterze, pobrawszy uprzednio kluczyk. To taki patent na rzecz bezpieczeństwa, modny od czasu, kiedy pewien człowiek w krakowskiej bibliotece wyniósł pod pachą, jakby nigdy nic wiekopomne dzieło Kopernika (tak, tak!). Nie trzeba dodawać, że przepadło, jak kamień w wodę.

No dobra, powiecie - może matka egoistka, zamiast peregrynować po bibliotekach powinna siedzieć na tyłku, czyli w domu?To egzotyczna fanaberia oczekiwać, że wjedzie wózkiem do biblioteki, a tym bardziej do toalety w bibliotece.

Ano nie. A czemu o tym teraz właśnie piszę?

Bo przeczytałam ostatnio, że BUW (Biblioteka Uniwersytetu Warszawskiego) otworzyła Buwialnię, czyli wydzieloną strefę, z której korzystać mogą osoby z dziećmi. Jest tu kązcik zabaw, przewijak, miejsce do karmienia, a Buwialnia otwarta jest także w niedzielę.
Kolejne przyjazne (oprócz Ikei) miejsce na mapie miasta.
Zobaczcie, jak cudnie się prezentuje! (klik)


Post Scriptum


Matka "poskarżyła" się dyrekcji (no bo pewnie nie mają świadomości, jak jest), a asystentka dyrektorska odpisała, żeby jednak wybierać toaletę na II piętrze.

A na wniosek o wprowadzenie przewijaka odpisała tak: "Regulamin BJ jest zatwierdzony przez Senat UJ i wprowadzenie choćby najdrobniejszych zmian wymaga długich procedur".

Jednym słowem: przewijak i inne innowacyjne bajery wprowadza Senat.

List kończył się optymistycznym akcentem: "W nadziei na zakończenie zupełnie zbytecznych kłopotów". Kropla balsamu na skołataną duszę wózkowej.



 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz