W koło Macieju, ale jakoś nie mogę przestać się zachwycać "Strażnikami miasta".
Jak dotąd sądziłam, że to produkcja amerykańska, ale nie - okazuje się, że szwedzka. To wiele tłumaczy.
Dotychczas gustowałam w poetycko-muzycznych produkcjach rosyjskich (klik), a ostatnio oglądam z niekłamaną radością stare polskie animacje, jak te zebrane w "Antologii polskiej animacji dla dzieci"(klik, choć strona nie całkiem czytelna). Zobaczcie koniecznie, choćby dla starego dobrego Antonisza, purnonsensowej "Lokomotywy" Rybczyńskiego (starszej ode mnie) i innych kwiatków, co by nie powiedzieć bardzo wyrafinowanych, jak na gusta i powszechne przyzwyczajenie do bycia poddawanym ultraszybkiemu bodźcowaniu z każdej strony.
Szczerze mówiąc, nie wyobrażam sobie malca, który wytrzymuje z polską szkołą animacji dłużej niż pięć minut.
Tyle na marginesie, a wracając do rzeczy.
Oto litania pod tytułem co mi się podoba w "Strażnikach miasta"?
*wszyscy wygrywają, bo tak naprawdę nie o rywalizację chodzi, ale o współpracę (odcinek o konkursie talentów).
*wszyscy po obywatelsku solidarnie sprzątają ("Wszyscy bardzo byśmy chcieli, żeby nasze miasto wyglądało czysto i schludnie").
*lepiej w towarzystwie niż samotnie ("Granie w piłkę jest o wiele fajniejsze, gdy robi się to z kimś, a nie samemu").
*"czarnym" owcom się wybacza, kiedy popełniają błędy (notorycznie łamiący zasady współżycia społecznego Harry).
*wszelcy "odmieńcy" mają swoje miejsce w społeczności, nikt nie ma ich za gorszych/niepełnowartościowych (niezborny Rufus, z roztargnienia co chwilę zaprószający ogień).
A dlaczego?
Dalej w koło Macieju do znudzenia powtarzać będę matrę. Wartość artystyczno-plastyczna to duż, ale nie wszystko. Każdy sposób jest dobry, żeby od małego wzmacniać kręgosłup.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz