czwartek, 19 lutego 2015

Dziecko a ruchome obrazy (nasz mini ranking bajek)

Telewizora nie mamy od lat. Wiadomości oglądamy on-line, na filmy chodzimy do kina albo urządzamy seanse domowe na prześcieradle, przerobionym na ekran. Powstał nawet pomysł zorganizowania kina letniego na pustej ścianie sąsiedniego budynku.

Sporadyczne kontakty z telewizją pod różnymi postaciami utwierdzają nas w przekonaniu, że dokonaliśmy sensownego wyboru. 


Po pierwsze - psieje ogólnie poziom kultury (w tym masowej), wystarczy porównać edycję Opola A.D. 77 do produkcji festiwalowych ostatnich lat. W telewizji nie ma czego szukać. Przynajmniej w ogólnodostępnych kanałach i o ludzkich porach. Zapomnijcie o misji.


Co do poziomu z '77 patrzcie i słuchajcie intro w wykonaniu Agnieszki O., Jonasza K. i Wojciecha M. (klik
Cud i miód, poezja sama. Wojciech M. autoironicznie wspomina początki festiwalu:
"I opolskie me pisanie rozpocząłem od zadania straszliwego ciosu w piosenkarską szmirę.
Ludzie to lubią, ludzie to kupią,
byle na chama, byle głośno, byle głupio". 

Trafna diagnoza, ale raczej tego, co króluje teraz.


Po drugie - chodzi (też, ale nie przede wszystkim) o agresywne, wszędobylskie, prymitywne reklamy. Reklamy, które zakłócą skutecznie wszelki odbiór i przekształcają sensowne treści w sieczkę. W tym temacie polecam Iwo Zaniewskiego (klik).


Okazuje się, że jak się ma dziecko,  c z a s e m  t r z e b a. Oglądać bajki, nie reklamy (choć reklamodawcy chcieliby inaczej). Choćby się człowiek nie wiem, jak zarzekał, że za żadne skarby, że nigdy, bo pranie mózgu i negatywny wpływ na zwoje mózgowe i połączenia synaptyczne. Że tylko interakcja, bo interakcja uczy i kształtuje (liczne badania dowodzą, że tak jest).


Na dodatek naczyta się rodzic rekomendacji wu ha o i a pe pe (klik), a one jasno mówią, że nie można i się nie powinno (ta sama historia, co ze słodyczami, poznajecie?).
Jaka by nie była prawda, w praktyce latorośl wyje w niebogłosy podczas jazdy samochodem, zabiegów higieniczno-leczniczych i bez (multi)medialnego zajęcia jest ciężko ogarnąć sytuację (albo się nie da w ogóle).

Znam rodziców, którzy dzieciom w ogóle nie dają słodyczy. Ani żadnych obrazów ruchomych technologicznie zaawansowanych nie fundują. 
Znam też takich, co podróżują z tabletem w torbie i serwują go przy lada okazji.

Bywa różnie. W końcu różne mamy dzieci. I różne potrzeby. 

Pytanie brzmi, co oglądać? (jeśli już trzeba).

Tadam! Przedstawiamy nasz prywatny ranking obrazów, dostępnych w internecie:

Misza i Masza

Animacja rosyjska pod wieloma względami to światowa czołówka. Masza i Misza (niedźwiadek) to nasza ulubiona baja. Para niekonwencjonalna: Misio jak znękany rodzic wiecznie próbuje uszczknąć coś dla siebie i swoich pasji (warcabów i sudoku), miota się między rolami, własną wygodą i miłością do małej, upierdliwej czasem (jak to dziecko) dziewczynki. 
Do towarzystwa mają sympatyczny zwierzyniec. Każde zwierzątko ma swoje drobne pasje i natręctwa: jest świnka melomanka, wilki łakomczuchy, królik uzależniony od marchewki.
A wszyscy żyją bezstrosko pośrodku rosyjskiej tajgi, w pobliżu linii kolejowej do Chin. 
Na minus (włożę łyżkę dziegciu): stereotypowy sposób, w jaki przedstawiona jest ukochana kobieta Miszy - pani Misia. Mimozowata młośniczka mięśniaków z kaloryferem, kolorowych pisemek (w opozycji do poczciwego Miszy intelektualisty). Wybaczcie, ale zwracam uwagę, na takie kwestie, nawet (a zwłaszcza) w bajkach dla dzieci.

Na plus: liczne, ironiczne odwołania do kultury masowej (głównie amerykańskiej), umiejętne wykorzystanie różnych klisz kulturowych. Ale to oczywiście gratka nie dla dzieci, tylko dla oglądających coś po raz n-ty rodziców.

Świnka Peppa 

Świnka, jak świnka. Miła i bezpretensjonalna, okraszona angielskim poczuciem humorem, ale bez zadęcia. Życie codzienne świnkowej rodziny (2+2) biegnie utartymi torami, ale jest wesołe (świnki często się śmieją, kładąc przy tym na plecach). Warto oglądać w wersji angielskiej - mama świnka jest tu sympatyczniejsza niż w polskiej (polski dubbing czyni ją nieco apodyktyczną).

Kołysanki świata (klik)

Kolejna świetna animacja rosyjska. Cykl kołysanek z różnych stron świata, w duchu raczej tradycyjnym. Przepiękna muzyka, zacne obrazy (różnią się stylem i charakterem, ale większość jest, co tu dużo mówić - wizualnie atrakcyjna). Kopalnia wiedzy o kulturach świata, oczywiście na poziomie dziecięcym. Moim faworytem jest bajka ormiańska, portugalska i żydowska (aszkenazyjska), faworytem Jerza - kołysanka afrykańska. Dobra wiadomość dla patriotów - jest też wersja polska.

Świat małego Ludwika (klik)
Produkcja francuska. Niby nic szczególnego, niby edukacyjna bajka z gatunku nudno-łopatologicznego, ale uwaga: nasz 1,5 roczny berbeć, ją uwielbia! Przeciętny dorosły zaśnie znużony po dwóch minutach. Po dziewięciu możliwe, że będzie gryzł ściany.
Na plus: łagodna muzyka klasyczna (rzadkość), powolne  tempo. Przebodźcowanie odbiorcy nie wydaje się możliwe:)

Czego nie oglądać?

Hindusko-angielskich pseudoanimacji ilustrujących superpopularną piosenkę o autobusie (klik). Głowa boli.
Diskopolowych piosenek o jagódkach- skaczących główkach (klik). Choć pewnie niektóre dzieci je uwielbiają, ale ja żadnych walorów nie znajduję:)

Jeśli macie swoje typy - podzielcie się. Nadal szukam inspiracji!




2 komentarze:

  1. Haha, Jako ten niegodne podałaś klipy, które i ja musiałam Lulce siłą wyłączać, bo wielbiła ;) Co polecam? In the night garden, dla takiego szkraba jak twój będzie ok.

    OdpowiedzUsuń
  2. ło matko - trochę mnie to przeraża, podobnie jak teletubisie:) mam takie skażenie, że lubię wszystko, co wygląda realistycznie. tylko literatura faktu.

    OdpowiedzUsuń