wtorek, 10 listopada 2015

Święto Niepodległości (czyli z grubej rury)

Niebawem stuknie sto lat od momentu, w którym Polska stała się niepodległym państwem (po 123 latach zaborów - czy rozumiemy dziś, co to faktycznie znaczy?)

Ostatnio z każdej strony słyszę utyskiwania - najgłośniejsze przedwczoraj na poczcie.


Dziwne, bo mimo wszelkich problemów/niedogodności/a czasem patologii (używając wielkich kwantyfikatorów) nadal jesteśmy krajem demokratycznym, choć nie wszyscy tak chcą to widzieć.

Jesteśmy wolni, przynajmniej zewnętrznie
Możemy oddychać pełną piersią, możemy działać i zmieniać rzeczywistość.
Od wczoraj, od rozmowy z B. chodzi mi ta myśl po głowie. Jesteśmy wolni i rzadko kiedy ten fakt doceniamy.

I nie, w c a l e  n i e  musimy porównywać się z tymi, którzy "mają gorzej", choć wystarczyłoby zajrzeć za wschodnie granice.
Może warto zwyczajnie docenić ten fakt i w ten sposób poświętować dziś?
A może warto corocznie, właśnie przed 11 listopada dokonać rachunku zysków i strat, dokonujących się w sferze publicznej/społecznej z naciskiem na "zyski", czyt. wszelkie pozytywne zmiany.


Od wczoraj chodzi mi też po głowie inna myśl: czym jest dla mnie Polska i jaką Polskę chcę pokazywać swoim dzieciom? Nie mitycznym, ale faktycznemu, namacalnemu JeJe.


Za rok, za dwa zaczną się pytania. I odpowiedzi.

Czy Polska to pamięć przeszłości (ale czego? przegranych powstań i narodowych mitów?), czy raczej praca u podstaw "tu i teraz" na rzecz "lepszego jutra" (tak, każdy je rozumie inaczej). A może po trochu jednego i drugiego, zwyczajnie i bez zadęcia. jak to w życiu, bo nic nie jest czarno-białe.

My w każdym razie wywieszamy dziś flagę i idziemy świętować. Po swojemu, ale z refleksją, że jest nam lepiej niż mojemu dziadkowi, który jako chłopaszek stał w tłumie gapiów pod odwachem, patrząc na rozbrajanie żołnierzy austriackich. Szczęśliwie on też się doczekał.

Fot. by Grzegorz Leśniewski




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz