czwartek, 15 stycznia 2015

Żłobek czy nie? (Mój jest ten kawałek podłogi)

Żłobek: wytargany, wychodzony, a jakże! Nie prywatny za 1200, a zwykły samorządowy w nijakim budynku, pamiętającym czasy PRLowego baby boomu. Niemożliwe stało się możliwe. W mieście K. na 22 589 dzieci w wieku 0-2 przypadają 22 żłobki, miejsc jest jakieś 2000 (tak było w 2013), więc jest o co walczyć. Skok z bardzo odległego miejsca na podium ma posmak olimpijskiego lauru. Sam pan bóg złapany za nogi. „Adaptacja jakoś pójdzie” pomyślało się optymistycznie i faktycznie - poszła zadziwiająco bezboleśnie.
Tyle, że drugiego dnia Księciunio zachorował.

W trzecim tygodniu było wszystko oswojone i wstępnie zapoznane. Ulubiona ciocia Gosia, która kocha wszystkie dzieci, ptaszek na ścianie z puchatkiem, pięć nietrudnych do pokonania schodów, droga od przystanku osiedlową uliczką, pieski i kotki, liczone zza okna autobusu.

W czwartym tygodniu przyszła druga choroba, a z nią lawina. Cały październik, kawałek listopada, pół grudnia. Repertuar: do wyboru, do koloru. Niby nic-bardzo-poważnego: a to zapalenie ucha, przetykane zapaleniem krtani, a to zapalenie oskrzeli, jakiś rotawirus, który ściął z nóg wszystkich po równo. Niekończąca się zła passa, zwieńczona szpitalem daleko od domu (klik) i skierowaniem do kolejnego szpitala po powrocie.

W najgorszych snach nikomu się nie śniło, że to TAK właśnie będzie wyglądać ŻŁOBEK.

Winowajcy? Prześcigamy się w teoriach:

- najpaskudniejsze smogowe powietrze w Polsce - absolutny zwycięzca rankingu, zwłaszcza zimą (ja i K.)
- złe odżywianie (babcia1. Fakt, Księciunio jest niejadkiem i dietę ma monotematyczną)
- szczepienia, które same w sobie obniżają odporność (A.: Zyskuje się odporność na chorobę A, tracąc automatem odporność na B).

Żłobek to samo zło, jeśli nie jest KONIECZNY. A właściwie dlaczego posyłasz dziecko do żłobka, skoro nie masz pracy od-do? pyta babcia2.

No tak.

Bo matka-egoistka myśli o swoich aspiracjach, wróć - potrzebach.

Matka-egoistka chce uszczknąć coś dla siebie. Jeśli nie od razu praca-kierat to może kilka godzin tylko-dla-siebie?

Matka-egoistka rozwinęła by się trochę. Do wyboru jest kilka zapomnianych czynności, mniejszych czy większych potrzeb, małych grzesznych przyjemności, marzeń i mrzonek. Wszystkie w zaciszu siebie, daleko od innych, poza cyckiem:

- naoliwić zardzewiały język.
- pójść do lekarza (bo trzeba)
- dopieścić pewnien wniosek (starannie i higienicznie - w świetle dziennym)

I jeszcze: Matka-egoistka poczytała by też książkę - nie ukradkiem i w pozycji 100% zrelaksowanej.

Na rowerze by czasem pojeździła. Do pracy więcej niż 1/5 etatowej i poza domem ulokowanej by poszła.
Matka-egoistka chce dla swojego dziecka najlepiej, ale o to przecież nikt jej nie pyta.

3 komentarze:

  1. Czyżby ten sam K. co my?Najbardziej smrodliwe miasto w Polsce? A żłobek? przechodziliśmy przez to samo przez pierwszy rok. Lulka nie miała roku jak poszła. Przez pierwsze miesiące była po 3-4 dni w miesiącu, pozostałe w domu, tak że wiem o czym mówisz ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. ten sam, a jakże - ścisła czołówka europejska, tzw. Smogowo! chcemy stąd uciekać, jak najdalej, ale na razie niedasie. właśnie przechodzimy kombinacje anginy z ospą (po czterech dniach w żłobku, łał), więc passa trwa. pociesz mnie, że to kiedyś minie. pytanie, kiedy nastąpi "kiedyś".

    OdpowiedzUsuń
  3. Yyyyy, to ja nie będę pocieszać;) Raczej będę się łączyć w tym, że też posłałam licząc na początku na chwilę dla siebie. Więcej chwil dla siebie miałam jak wróciłam do pracy. O!

    OdpowiedzUsuń