poniedziałek, 12 stycznia 2015

Jak spędziliśmy święta Bożego Narodzenia

Życie w dzieckiem ma to do siebie, że planować niczego nie należy. Bo czasem wychodzi, a innym razem nie. Człowiek się naplanuje, a potem misterna konstrukcja i tak bierze w łeb.

Miało być pięknie i kameralnie, w rzadko spotykanej konstelacji 1+1. Chytry plan po(d)rzucenia Księciunia babci), ucieczka cudzym samochodem, jazda po bezdrożach, słodki smak darowanego czasu. Poza zasięgiem wszystkiego i wszystkich, w leśnej głuszy albo w miasteczku ze średniowiecznymi basztami, jakich tam wiele.

A wyszło tak: rozklekotany pociąg osobowy wlekący się od stacji do stacji. Nastrój świąteczny wyrażony liczbą pasażerów. Miejsce siedzące w przedziale dla podróżnych z dużym bagażem pod postacią opartego na siedzeniu pośladka. Dziecko na kolanie. Panowie wybitnie w typie made in Poland, konsumujący piwo nad torbami z prezentami dla żon, żeby wybaczyły przedświąteczną niedyspozycję. Grzejnik grzejący w cztery liter aż do oparzenia, otwarte drzwi i chłód na kolejnych stacjach. A potem rosnąca gorączka Księciunia, przypisywana przegrzaniu. Pikująca i niezbijalna, wizyta na SOR (bo daleko od domu, inna usługa nie przysługuje), czuwanie minuta po minucie, zbijanie gorączki. Wigilia – chwila jasności w pomroczności, rodzina gdzieś w tle, potem znów gorączkowa sinusoida i znów zbijanie. Akcja - brak reakcji, znów SOR i w końcu oddział pediatryczny.

Jesteśmy farciarzami, bo nie chorowaliśmy wcześniej aż tak, żeby bywać w szpitalach. Ale co mają powiedzieć stali rezydenci, których do bycia w szpitalu zmusza przewlekła choroba? Albo jeszcze gorzej - choroba dziecka.

Te kilka dni było do zniesienia, ale nie do zniesienia jest kilka spraw.

Brak rzeczowej rozmowy

Przez salę przewijają się lekarze-seniorzy, którymi obstawiony jest oddział podczas świątecznego ciągu urlopowego. Doktor Diva Elegantka - miła, uprzejma, z dystansem, tyle, że rozmawia z nami jak w dziećmi. W końcu pacjent nie jest partnerem, nie jest nim rodzic.


Generalnie wszystko jest nie tak. Wszystko jest toksyczne. Dziecko w szpitalu ma siedzieć na łóżku i grzecznie bawić się lalą. Niczego nie dotykać. Do nikogo się nie zbliżać. Grzecznie zniosić inhalację i podawanie kroplówki. Zjeść posiłek (2xdziennie mortadela lub coś dziwnego, mięsnego w galarecie, ewentualnie ser topiony i owoce w syropie). W końcu reżim szpitalny zobowiązuje.

A dlaczego pani synek trzyma słuchawki w buzi? Słuchawki są zrobione z miedzi.

Ma wysypkę na policzku. Widziałam! – jadła Pani mandarynkę, potem nie umyła rąk i dotykała buzi dziecka.


Czemu wkłada puzzle do buzi? W puzzle są toksyczne farby! Nie wolno absolutnie!

Nie chce jeść? Rosołek ugotować – na pewno zje! (no tak, ja nie gotuję żadnych warzyw, tylko z wyboru danonkami i ciastkami karmię).

Doktor Nadzwyczaj Opryskliwy – na oko 80-letni, ale wiek nie upoważnia nikogo, żeby huczeć na ludzi i być aroganckim. Po kilku dniach mam pewność, że to taki typ - zawsze opryskliwy i nie przebierający w słowach. Trudno go przełknąć arcycierpliwemu, a co dopiero zmęczonemu rodzicowi. Przez oddział za plecami doktora leci wiązanka bezradnego ojca. Sąsiadka z łóżka obok płacze, bo od trzech dni niczego nie może się dowiedzieć. odsyłają ją do annasza i kajfasza, czytaj lekarza prowadzącego. Lekarza nie ma, bo przecież są święta. Wróci za cztery dni.

Cena łóżka

30 złotych za dobę – to za dużo. W innych szpitalach na oddziałach pediatrycznych płaci się 7, 10, 15 – za kawałek podłogi, materac, spanie na tym samym łóżku. Tutaj jest osobne łóżko, dostęp do łazienki i aneksu kuchennego. Niby wygodnie, ale za drogo. I co komu po tej wygodzie, jeśli choroba sama w sobie wymaga poważnej mobilizacji budżetu. My pal licho. Jesteśmy przelotem, ale rezydenci - co mają począć rezydenci?

*
W oddziałowej świetlicy półki uginają się od poradników dla pacjentów, wyd. by NFZ A.D. 2014 (klik).
Pacjent ma prawo do uzyskania od lekarza przystępnej informacji o stanie zdrowia, rozpoznaniu, proponowanych oraz możliwych metodach diagnostycznych i leczniczych, przewidywalnych następstwach zastosowania/zaniechania, wynikach leczenia oraz rokowaniu.
Pacjent może odmówić przyjęcia informacji. Może powiedzieć, co o tym wszystkim myśli (tak, tak, ladies i genlemen, reguluje to ustawa!). 
Jego święte prawa. Co z tego, że nikt ich nie respektuje.
Może nawet o rabina wołać - zostanie na życzenie ściągnięty.



*
Z badań na zlecenie Naczelnej Izby Lekarskiej (wśród lekarzy do 35 roku życia) wynika, że 93% uważa tzw. kompetencje miękkie  za bardzo istotne dla jakości pracy. Tyle, że 70% twierdzi że NIGDY nie brało udziału w takich szkoleniach, a 30%, że brało na studiach. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz